Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

muje 2½ milionów, umieszczonych w niemieckich obozach pracy,
Inżynierowie, wynalazcy mają też — nie chcemy o tym przeważnie pamiętać — pomysły „pracodajne“. Jeszcze wspaniała „Queen Mary“ nie odbyła najlepszej podróży rekordowej przez Atlantyk, a już technicy w angielskich dokach okrętowych budują nowe modele, opracowują dalsze plany rewolucyjne. Między konstruktorami pawstaje nagle obóz „ekstremistów“. Twierdzą, że wielkie lewiatany morskie nie mają sensu, trzeba budować statki mniejsze, szybsze, trzeba umożliwić przysłowiowemu „szaremu człowiekowi“, który ma krótki urlop dwutygodniowy, podróż powrotną do Ameryki, za skromne pieniądze. Technik, przysiedziawszy fałdów, może takie zagadnienie pomyślnie rozwiązać. Transatlantyk „Normandie“ — dowodzą rewolucjoniści — przy szybkości 21 węzłów, spala 24 tony na godzinę, kiedy szybkość wzrasta tylko o 9 węzłów, okręt zżera podwójną ilość paliwa. Ale można, biorąc przykład z motorówek, stworzyć typ dużego statku, który się będzie w większym pędzie wychylał z wody, ślizgał po powierzchni. Mamy metale lekkie i mocne, motory — można pchnąć na oceany tańszy statek, który pochłaniać będzie kilometry, sunąć po falach z szybkością 50 — 60 węzłów. I przewiezie ze dwustu „szarych ludzi“, skromnych pasażerów, do Ameryki — zapłacą za bilet mniej, niż dziś za przejazd w trzeciej klasie.