Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcą nikogo krzywdzić, obwarowali się sprytnie, oddają swoją „zbieraczkę“ farmerom pod pewnymi ściśle określonymi warunkami, zastrzegają w kontraktach minimum płacy i maximum godzin pracy. Kto nie dotrzyma owych zobowiązań socjalnych — musi zwrócić maszynę, której zresztą nie kupuje na własność, tylko ją wypożycza od konstruktorów.
Trudno przewidzieć, czy ten zawiły system da wyniki pomyślne. W każdym razie wynalazca i jego osławiony „robot“ nie są tu tacy groźni, jak zwykle dotąd, mają uśmiech na sfinksowym obliczu. I zdarza się to coraz częściej, sądząc z kronik w gazetach. W Brightonie, w Anglii demonstrowano niedawno sprytny segregator, przeznaczony dla biur pocztowych. Nie wiem, jak sobie poczyna, ale sortuje bez zmęczenia 15 tysięcy listów na godzinę. Automat pokazano przede wszystkim delegatom urzędników pocztowych, po czym wszyscy zainteresowani zaczęli się zastanawiać solidarnie nad tym, jak tu zrobić, żeby jednocześnie wilk był syty i panna w centrali, jak monotonną i nudną robotę przerzucić na cierpliwy automat bez krzywdy dla personelu.
Czy poradzimy sobie wreszcie z tą kwestią kwestyj? Smutne statystyki genewskie stwierdzają, że jest wciąż jeszcze dwadzieścia dwa miliony bezrobotnych w 20 krajach przemysłowych świata, przy czym ponury wykaz nie obej-