Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawdopodobieństwa, średnie, przeciętne, i powiada: coś jest, stanowczo coś takiego jest...
Gdyby coś takiego było, gdyby ludzie doprawdy posiadali dar specjalny, zdolność odgadywania zakrytych kółek, prostokątów, a także waletów, asów, pików, trefli, sekwensów, renonsów — to ten niesamowity talent zaznaczyłby się przecież jakoś w milionach „brydżogodzin“ na globie ziemskim. Doświadczenia prof. Rhine’a nad „telepatią“ przeprowadzamy w domach i klubach prawie co wieczór — z opłakanym skutkiem i na pewno sam fenomenalny Zirkle mówi nieraz przy kartach koledze, fenomenalnemu Linzmayerowi, dobrotliwie: „powiedziałem ci bez-atu, to znaczy, że nie mam twoich kierów, idioto...“ Psycholog amerykański jest chyba na fałszywym tropie.
W każdym razie „wiedza oficjalna“ dowiodła raz jeszcze, że wcale nie jest taka znów pyszna i zarozumiała — nawet „telepatią“ i „jasnowidzeniem“ zajmują się czasami pracownie uniwersyteckie. Niektóre tylko „gałęzie“ trzeba było wreszcie pozostawić Keplerom pokątnym i do takich należy dziedzina astrologii. Niedawno — czytamy w gazetach angielskich — odbywały się w Londynie obrady Brytyjskiej Federacji Astrologicznej. Utworzono ten związek, ponieważ „zawodowcom“ grozi podobno konkurencja ze strony osób „niepowołanych“ i jeden z referentów biadał głośno w dużej pustej sali, że dziś już układają „horoskopy“ nawet ciemne