Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rawanem i każe mu odgadywać: co trzymam w ręku? — Kółko. — A teraz? Gwiazdka. Jeżeli prof. Rhine podczas eksperymentu sam wie, co trzyma w ręku — mamy do czynienia z t. zw. przesyłaniem myśli, jeżeli nie patrzy na kartę — chodzi po prostu o jasnowidzenie. Psycholog amerykański pracuje już w ten sposób od sześciu lat, poddał mnóstwo osób z miasta i z uniwersytetu owym testom, wykonał prób chyba ze sto tysięcy. Najbardziej zdumiewające wyniki osiągnąć się udało z niejakim Linzmayerem, studentem i niejakim G. Zirklem, słuchaczem teologii — na 25 kart odgadywali trafnie 10, a Zirkle wzniósł się nawet do jedenastu. Gdyby tu rządził zwykły przypadek, ślepy los, obaj studenci mieliby prawo tylko do pięciu dobrych odpowiedzi na 25 pytań... A zatem — powiada p. Rhine — coś jest, bo jak teoria prawdopodobieństwa uczy...
Otóż to właśnie! Psycholog zaczyna żonglować olbrzymimi liczbami i chce nas przekonać wyliczeniami, trochę już znanymi, ze zwykłej statystyki, że istnieją siły i prądy psychiczne, o których nie wiedzą dotychczas nauki przyrodnicze. Ale jeżeli się przyjrzeć tym jego eksperymentom bliżej pod światło — cóż to takiego robi psycholog amerykański ze swoimi studentami teologii? Gra z nimi w małą pięcioliczbową ruletkę, i jeżeli któryś z nich po wielu godzinach — zamiast się „skwitować“ — wygra kilka albo kilkanaście złotych na czysto, profesor wylicza