Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nął — odczyta z odległości, co tu na kartce, w zamkniętej kopercie napisałem, poddaję się, wierzę w cuda, zamieszczam jutro w mojej gazecie artykuł entuzjastyczny. Odczytała!... Sprytny dziennikarz nie dostrzegł, że jego kopertę od razu potarto lekko gąbką, umaczaną w alkoholu, że słowa przez mokry papier odcyfrował natychmiast „pomocnik“, a później językiem umówionym, pytaniami odpowiednio ułożonymi zatelegrafował litera po literze całe zdanie swemu medium, owej tajemniczej, zawoalowanej damie na estradzie. Jeszcze jeden poczciwy wariat powiększył grono mistyków.
„Magik“ z dziada pradziada, przystojny autor dzieła, o którym tu mowa, wie doskonale, że takich „nabranych“ jest więcej na świecie. Kawały magiczne odegrały powożną rolę w historii, w dzisiejszej Afryce, na wyspach Oceanii przekonać się można, że „czarownik“ ma nawet pewna władzę polityczną, panuje, rządzi prostym ludem. Bardzo zabawną, choć prawie tragiczną przygodę opowiada w relacji poważnej z zajmującej wyprawy lord Mayne. Wybrał się niedawno własnym jachtem i na własny koszt razem z gromadką przyjaciół w kraje niezbadane, do ludożerców, Papuasów, w okolice nieznane Nowej Gwinei (holenderskiej). Podczas wycieczki w głąb lasów palmowych łodzie motorowe zostały uszkodzone, dwie osoby musiały się udać w dół rzeki po pomoc, a szczuplutkie grono pozostałych, otoczone przez groźny lud kanibalów,