Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tekście znajdziemy zawsze nieco przedruków z dawnych foliałów p. n. „przed półwiekiem w naszym piśmie“. W każdym prawie numerze jeden z najświetniejszych teoretyków, astronom Henry Norris Russell mówi o nowych zdobyczach nauki o kosmosie, zdaje sprawę z najzawilszych i najtrudniejszych światopoglądów, z hipotez karkołomnych i wyliczeń włosy na głowie jeżących i — opowiada o tych rzeczach jakby siedział z czytelnikiem na ławce w parku, po słonecznej stronie. Czasem napisze kilka liczb większych, niż dwa warszawskie numery telefonu, złączone razem, ale w ogóle obywa się często bez znaków i wykresów i tak jakoś językiem prostym, zrozumiałym opisuje blaski i nędze kosmogonii najnowszej. A obok, w innych artykułach mamy świetne referaty z prac fizyków nad „sztucznym radem“, fotografie olbrzymich „cyklotronów“, wielkich maszyn elektrostatycznych van de Graaffa, oglądamy — na zdjęciu — jaskinię, w której znaleziono „człowieka pekińskiego“ i czytamy, co sądzi o zdumiewających wykopaliskach dr. R. W. Chaney (Inst. Carnegiego). Czytamy o wiekopomnych pracach inżynierów dzisiejszych, o kanałach, mostach, a także o sztucznym oddychaniu, kryminologii, o kobietach i lekkiej atletyce, o kąpielach elektrycznych dla roślin, o hipnotyzmie. Miesięcznik gromadzi najlepsze pióra, najlepsze zdjęcia i ma między współpracownikami — stałymi i przygodnymi — laureatów Nobla. Bardzo dobre