Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

są krótkie uwagi redakcyjne p. n. „nasz punkt widzenia“ i niektóre komentarze do dłuższych referatów „podajemy tu artykuł nieco większy o gumie w przemyśle, żeby zapoznać laików z zagadnieniami techniki — a każdy naukowiec jest laikiem poza swoją specjalnością“...
I tak od wieku dzielny „Scientific American“ nosi „oświaty kaganiec“ przed prostym ludem i przed uczonymi, którzy by chcieli czasami na sąsiednie ścieżki popatrzeć, poucza astronomów-amatorów o tym, jak szlifować zwierciadła wklęsłe, pokazuje medykom najnowsze „proce elektronowe“ fizyków, donosi fizykom o tym, co wymyślili technicy, mówi chemikom o promieniach biologicznych, biologom o promieniach kosmicznych, pełni wytrwale „służbę łączności“ na olbrzymim froncie.
Ale z naszego — dziennikarskiego — punkktu widzenia“ (czyli jako „ściągaczka“) lepszy jest bodaj biuletyn tygodniowy, wydawany pod redakcją Watsona Davisa w Waszyngtonie. Cały sztab znakomitych naukowców czuwa nad tym pismem, którego każdy zeszyt jest zdumiewająco lapidarnym, treściwym komunikatem z rozległego placu boju. Czytelnik podróżuje jakby z najdzielniejszym Lindberghiem nad liniami, widzi, jak się biologia posuwa naprzód i jak chemia fermentów zajmuje nowe pozycje, co wskórała psychologia i dokąd dotarła astrofizyka. Już dwa miesiące temu np. żywy biuletyn zawiadomił czytelników o nowych ważnych bada-