Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak się potykali dzielnie dwaj ekonomiści na zjeździe, starszy (Stamp) wywiesił wreszcie białą chorągiew i skapitulował przed młodszym (Hogbenem), ale... „maszynoburcy“ — nie łudźmy się — nie ucichli na zawsze. Spór trwa, argumenty furczą w powietrzu, dyskusja toczy się dalej.
Sprawa ma najwidoczniej dwie strony. Kiedy przemawia świetny biolog i pisarz, Julian Huxley, najoporniejszy słuchacz w sali kongresowej nabiera szacunku dla pracy badacza i dla dzisiejszych metod naukowych. Naturze nie można powierzyć — jak się okazuje — nawet funkcyj rozrodczych. Ma sposoby przestarzałe, absurdalne, okrutne, dzikie, morduje, kaleczy i unieszczęśliwia bez potrzeby cale generacje. Czasem idzie naprzód, czasem się cofa i niszczy w napadzie szału pracę tysiąca wieków. Ale biologia podpatrzyła i przyłapała na gorącym uczynku „atomy życia“ — geny, umie w niektórych wypadkach — jak fizyka nowsza — tworzyć własne kombinacje w laboratorium. Świetny genetyk Muller (Texas) zapowiedział zebranym w Blackpool przyrodnikom, że nadejdzie dzień, kiedy można będzie hodować tygrysy z usposobieniem baranków i — jeżeli komu na tym zależy — barany z temperamentem tygrysów. Z muszkami owocowymi biologia współczesna wyczynia już od dawna przeróżne sztuki zdumiewające, naświetla „geny“ promieniami Roentgena, przeinacza, zmienia pokolenia, wypuszcza