Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

amerykańskiego Zworykina przypomina zupełnie te narządy optyczne, które natura buduje. Kamera „Emitron“ — jedna z sensacyj ostatniej wystawy radiowej w Londynie — składa się z technicznej „siatkówki“ (płytka miki, na której rozpylono pewne tlenki rzadkich metali), z „nerwów“ przenoszących wrażenie świetlne — mocniejsze i słabsze, blaski, cienie — do lamp radiowych itd. Najnowszy „emitron“ angielskich warsztatów Marconiego nie jest większy od zwykłego aparatu fotograficznego, tkwi na trójnogu i — „widzi“, przesyła obrazy na odległość, dostrzega nawet to, czego oko ludzkie nie chwyta, jest wrażliwy na światło pozaczerwone, przebija wzrokiem mgłę i zasłony dymne. Najwspanialsza z istniejących „rekonstrukcja“ Natury — piszą dziennikarze.
Jeszcze półtora roku temu „sztuczna promieniotwórczość“, odkryta przez p. Curie-Joliot i jej męża, była dla wielu jakąś sprawą laboratoryjną, specjalną, akademicką. New York i tamtejszy uniwersytet gości teraz w swych murach głośnego fizyka, Fermiego. Odfotografowano go natychmiast ze sporą kulą parafinową, większą od niejednej dyni i zmuszono do kilku wywiadów prasowych. Dynia ma prawdopodobnie wyobrażać atom, dzisiejszy, bardzo już skomplikowany atom, z jego elektronami dodatnimi, ujemnymi, neutronami, „neutrinami“. Fermi należy do mistrzów-„alchemików“ współczesnych, odkrył czy „przefasonował“ ze czter-