Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

alkalicznej, drugi uznaje tylko kwaśną. Bardzo ciekawe spostrzeżenie — dopisał jeszcze sumienny badacz w notatniku — szkoda, że jest zupełnie bez znaczenia, „of no earthly use“.
Mija lat czterdzieści — jak piszą często na ekranach kinowych. Lekarze japońscy stwierdzają, że niebezpieczną i nieraz śmiertelną chorobę, srożącą się na Wschodzie, wywołuje pewien robak pasożytniczy, który przedostaje się do krwi człowieka z wody i że robotnicy na polach ryżowych prawie nie mogą się przed zarazą ustrzec... Owszem! Istnieje pewien sposób... Robak rozwija się z larwy, ta larwa znów podrasta w „gospodarzu przejściowym“ — w ślimaku! — A ten ślimak właśnie należy najwyraźniej do „brzuchonogów kwaśnych“ doktora Bartscha. Wystarcza zaprawić trochę wodę wapnem, aby obrzydzić życie ślimakowi, pozbyć się larw i groźnych „redij“ i wytępić zarazę. Dwieście milionów ludzi w Chinach, Japonii, na Formozie, na Filipinach powinno w modlitwach codziennych wspominać doktora Bartscha i jego „całkowicie bezużyteczną obserwację“.
W nauce — jak w dobrym gospodarstwie — nigdy nie wiadomo na co się jaki „drobiazg“ przydać może. Baird — wynalazca, ojciec telewizji — robił swego czasu doświadczenia nawet pozornie niedorzeczne, fizjologiczne, kupował cielęce oko u rzeźnika i próbował czy tego czasem nie można przekształcić na... odbiornik. Jak teraz gazety podają — głośne „elektryczne oko“