Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słucham! — rzekł Hofrat.
— Jak pan śmie przychodzić w takim stanie na posiedzenie sądowe?! — grzmiał przewodniczący.
— W jakim stanie? — zdziwił się Dr. Jakob.
Na galerji — poruszenie. Tu i owdzie nawet lekkie parsknięcie...
Powaga sądu była doprawdy narażona na szwank. Ale znany zaszczytnie pan przewodniczący Mataja wykazał raz jeszcze, że potrafi wybrnąć zwycięsko z każdej sytuacji. Zadzwonił energicznie oburącz i, wskazując gestem antycznym ową czerwoną lampę buduarową, która przybrała postać doktora Jakoba, rzekł krótko:
— Proszę wyprowadzić pana sędziego śledczego z sali! Niech się prześpi w pokoju świadków... Posiedzenie trwa dalej!
— Czy mogę prosić o głos! — ozwał się raptem z ławy oskarżonych człowiek w habicie.
— Podsądny Przybram nie ma teraz głosu. Podsądny Przybram ma tylko prawo wypowiedzieć swoje ostatnie słowo.
— To będzie właśnie moje ostatnie słowo! Chciałbym zapytać o coś pana sędziego śledczego.
— Dobrze!
— Czy pan sędzia palił w ostatnich czasach cygara hawańskie?...
— Dosyć! To są kpiny! Co tu mają cygara do rzeczy?
— Ja pytam nie o cygara hawańskie wogóle,