Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedny, biedny mój! Ręce we krwi! Okaleczyłam pana! Unieszczęśliwiłam pana!
— Ależ Nelli! kochana, złota! Jasnowłosa. — Nie! ja pani nie chcę dotknąć, bo, istotnie, ręce mam cokolwiek zapaćkane. Ale to nic! upewniam panią, że nic! Przeciwnie! Jestem najszczęśliwszym z ludzi! Nie oddałbym tej chwili za tryljony lat, za skarby Sezamu... za majątki Rotszyldów... za Golkondę i Koh-i-noora...
— Halt! — rzekł policjant. — Jak pan się właściwie nazywa?
— Ja? — rzekł Przybram. — To jeszcze nie jest zupełnie ustalone... Arpad hrabia Mindsenthy...
— Ta pani jest pańską żoną. Dobrze. Otrzyma pan awizację i zapłaci pan karę za wywrócenie słupa telegraficznego i niedozwoloną szybkość. Tak.
Zatrzasnął notes, schował go do kieszeni i poszedł do najbliższego baru na piwo[1].
— Widzi pani — rzekł Przybram, całując Nelli w rękę, — władza policyjna żąda, żebyśmy się pobrali. Słyszała pani, co mówił pan policjant?
— Dobrze, dobrze. Wstąpimy do apteki: rany trzeba natychmiast przemyć, pan tu ma żwir, piasek... I ta moja cienka chusteczka batystowa, to za mało na opatrunek! Niechże pan czeka — to trzeba zawiązać. Boże, co ja narobiłam!

— Tak mi smutno, że pani się martwi o mnie!

  1. Inspektor Cohn „Film mego życia. IV. Eine Begegnung mit dem Prometheus“.