Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przecież ja jestem zdrów, jak ryba. — Wolno mi trzymać panią pod rękę... i jeszcze przed chwilą zostałem hrabią węgierskim. To najszczęśliwszy dzień w mojem życiu! Więcej: to najszczęśliwszy dzień w dziejach całej rodziny Przybramów, począwszy od zarania historji — od pierwotniaka, a skończywszy na mnie. Błogosławię ten samochód, błogosławię ten słup telegraficzny...
Wracali do hotelu pieszo, zostawiwszy czerwoną torpedę pod opieką przejeżdżającego szofera, który ją przywiązał liną do swojej odrapanej landary i buksował flegmatycznie ku miastu.
W „Bristolu“ powitano ich owacyjnie. Ktoś widać musiał już zawiadomić służbę hotelową o wypadku — mały pikolo skakał bowiem koło Przybrama, gdacząc bez ustanku, jak mitraljeza podczas nocnego ataku.
— Panu hrabiemu przynieść może co z apteki? Walizka pana hrabiego jest już u nas, w numerze, na pierwszem piętrze. Pan markiz Castiglioni tu był, przyniósł pasport i zameldował pana hrabiego. Pan dyrektor banku, Geza Nirenstein, też tu mieszka i panna Nelli Mensilla.
— Któż to jest panna Mansilla?
Mały chłopak przechylił głowę, jak kogut, i otworzył szerzej jedno oko.
— Jakto? pan hrabia nie wie? Przecież to ona wysypała pana hrabiego na szosie. Proszę tędy, nasza winda chodzi, jak zegarek.