Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuje. Ja muszę jechać — tam... Pan wie? Ta śmieszna sprawa honorowa... Pamięta pan?
— Pamiętam. Tubka?
— Tubka.
Kozdrajski zasępił się jeszcze bardziej. Zdjął zielony kapelusz welurowy, otarł czoło chustką wybitnie fioletową, podparł ramieniem drucianą szafkę, która zawierała jakieś groźne obwieszczenia urzędowe i wisiała dość chwiejnie na murze ratusza, obok wielkiej bramy wjazdowej.
— Paszport już pan ma?
— Nie. Ale właśnie idę „do nich“ — rzekł butnie i zawadjacko Mec.
— Jakto? Tak sobie pan idzie bez niczego? bez protekcji? bez znajomości? Po paszport?
— Tak idę. Po paszport. Sam. Co „oni“ mi mogą zrobić? Mam prawo.
— Ano wszystkiego najlepszego... Może pan jeszcze kiedy wróci... Popracujemy nad uprzemysłowieniem kraju, nad nowemi źródłami energji... Zagramy w szachy... Dowidzenia...
— Dowidzenia, panie Józefie. Dziękuję... Nie wiem, czy mogę przyjąć ten „jurgielt“ od Husiatyńskiego?
— Jaki jurgielt? — zdziwił się Kozdrajski.