Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było wykonać ten kunsztyk fizjologiczny, niż zrywać się rano, jechać wpoprzek przez całe miasto, ulepszać „hałasomierz“ i borykać się — bez wiary w zwycięstwo — z wąsatym ślusarzem, roztargnionym Kozdrajskim i sangwinicznym obywatelem ziemskim, który notabene nienawidził mrukowatego belfra.
Więc co u licha począć? Czem wypełnić ponure dni i groźne, długie wieczory w zadymionym pokoju o popękanych ścianach? Zawsze ktoś obok bębnił na fortepianie w sposób denerwujący. Córka gospodyni uczyła się nagłos o basenach, cyklistach, o dwóch gatunkach kawy i o zyskach ze sprzedanej herbaty...
— Rozumiem to wszystko — mruczał Mec — mógłbym rozwiązać wszystkie zadania, nad któremi ślęczą nieszczęśliwe dzieci na całej kuli ziemskiej. Rozumiem teorję względności i pamiętam, jakie są wymiary wszechświata. Wiem, jaką linję zakreśla ciało, rzucone poziomo i pojmuję, dlaczego latem dzień jest dłuższy a noc na biegunie trwa pół roku. Dzieci moje! Odstąpię wam tę wszechwiedzę za dwieście dolarów, złóżcie się i niech raz wszystko djabli porwą...
Któregoś dnia stara Józefowa, uzbrojona w mokry gałgan, ruszyła ku szafie pod oknem. Szafka była tak przeładowana książkami, rocznikami czasopism, foljała-