Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogę jego cień dostrzec na tle tej tekturki i dlatego ją przewrócił. Bardzo sprytny człowiek, choć ma takie wyłupiaste gały.
— Kto jesteś, duchu? — pytał drżącym głosem dziennikarz. — Fren... Nie rozumiem. Mów wyraźniej! Fresajzen? Dobrze. Dotknij pana profesora.
Mec poczuł dotknięcie grubego palca, zaopatrzonego w paznokieć.
— To nie może być palec ręki ludzkiej — rozumował. — Ta kanalja dotyka mnie nogą. Dobrze, że się z nim zaprzyjaźniłem, że go pytałem o żonę i dzieci. Mógłby mi jeszcze obrzydliwszy kawał zrobić. Jestem zupełnie bezbronny.
— Napisz kilka słów ołówkiem — prosił dziennikarz. — Kartę i ołówek mam w kieszeni.
Znów jakiś głośniejszy szurgot. Ktoś krzyknął. Łańcuch przerwano i Husiatyński zapalił lampę elektryczną.
Gulak chrapał donośnie, opuściwszy głowę na piersi.
— Są słowa na pocztówce! — wołał Kozdrajski. — „Znakomitemu Obywatlowi“ — brak jednej litery! — Wielmożnemu Panu Usiatyńskiemu...
— I co pan na to, profesorze? — naigrawał się Husiatyński. — Co wiedza ścisła na to wszystko? Nie można ciągle przeczyć i negować. Fakty mówią. Niech