Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jutro idę na Gęsią! Będziemy podskubywali we dwóch nieznanego szlagona.

Tramwaj miejski jest jednym z najstraszniejszych wehikułów na świecie. Ludzie, zamknięci w tym wozie, nie mają dla siebie ani sympatji ani szacunku. Pasażer patrzy zpode łba na innego pasażera, który głośno mlaskając językiem rozpuszcza właśnie w jamie ustnej karmelki ślazowe. Starszy pan spoziera z nienawiścią na panienkę z magazynu, do którejby na pewno „robił oko“, gdyby oboje byli na wolności, nie tutaj. Dorastający gołowąs ocenia pogardliwie obfite kształty leciwej damy, o którejby marzył we wszelkich innych okolicznościach, oblizując się pożądliwie.
Mec przerwał front, przeszedł na przednią platformę i stanął obok motorniczego.
Wjechali w okropną, zabłoconą, smutną dzielnicę. Sklepiki ze starem żelastwem, jakieś nieprawdopodobne szyldy. L. Bronet sprzedaje gumowe obcasy i to mu życie wypełnia. Obok Ch. Kokiet poświęca się zbieraniu puchu i pierza. Są tacy, którzy handlują wyłącznie żołądkami cielęcemi. Jakiś starszy człowiek, zachlapany błotem aż po rudą brodę, popycha wózek dwukołowy i krzyczy. Krzyczy głosem zachrypłym.