Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli coś zginęło, podejrzenie pada na mnie. Bij — zabij, nie pamiętam, co się z ową rurką stało! Nie mogłem chyba pozwolić na to, żeby na jedyny jaśniejszy okres w mojem życiu padł cień, żeby moja praca wieloletnia miała taki właśnie finał obrzydliwy. Pan nie zna instytutów naukowych, zwłaszcza niemieckich! Jeszcze za lat osiemdziesiąt będą pokazywali studentom na wykładach pusty futerał, metalową próżną pochewkę, będą utyskiwali głośno: Mieliśmy tu niegdyś wspaniały preparat radowy, prezent radcy Ehrlicha, laureata Nobla. Ale powierzyliśmy go pewnemu cudzoziemcowi, niejakiemu doktorowi Mecowi (z Warszawy). I oczywiście zginął — i doktór, i preparat. Aus. Verloren. Niema!...
Rozumie pan, na jaką ja się naraziłem nieśmiertelność?
— Hm! — rzekł Kozdrajski. — Coś mi świta. Zdaje mi się, że skapowałem.
— Wszystkie moje skromne zasługi — badania nad „dielektrykami“ — poszłyby w niepamięć. Zostałoby tylko to. Był taki Mec (imieniem Wiktor) i — prysnął. Stąd morał: nie zadawajcie się z przybłędami.
— Dobrze. A ile taka tubka kosztuje?
— Obliczyłem to skrupulatnie wedle cen ówczesnych. Trzysta dolarów... Po otrzymaniu tego listu pracowałem,