Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lekką firanką, porywa zapachy i perfumuje niemi Berlin. Chwilami tarmosi też swawolnie czuprynę pewnego pana, który siedzi pod oknem, namyśla się, zagląda do notatnika w ceratowej okładce i czeka na natchnienie.
Uroczy brzdąc — Li² — złożył piękne, długie, wiotkie palce na klawjaturze maszyny Remingtona i czeka również. Wpatruje się przy tej okazji w wychudłą twarz docenta i belfra.
— Znów dzwonią — mówi docent. — Poszaleli czy co? Czego ludzie chcą ode mnie, panno Lino? Przecież ja jestem ciemny człowiek, głąb, belfer i ignorant. Artykuły po gazetach, wywiady, gratulacje. Taka poważna instytucja, jak Akademja (prezes: professor Max Planck) żąda ode mnie, żebym w wielkiej auli, na posiedzeniu uroczystem, wygłosił odczyt o „odkryciu“. Profesor Max Planck, jeden z najgenjalniejszych uczonych współczesnych, wie chyba, że ma do czynienia z nieukiem, blagierem, jołopem.. Prawda, proszę pani?
— Tak — mówi cichutko Li². — Prawda. Słucham?
— Aha! Niech pani pisze! Zaczynamy: „Panowie! To nieporozumienie! Stoi przed wami na katedrze wyranżerowany gruchot, obdarta taksówka, zdezelowany Ford, któremu niesłusznie przypisujecie jakieś zasługi i którego