Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na nowym preparacie możnaby tedy wytłoczyć krótką dewizę: Raz, ale dobrze, zamiast pięćset razy, ale źle?
— Tak. Pyta pan o przyszłość? Gazety maleją, kurczą się. Puste frazesy znikają, zdania nabierają sensu. Z bezmiernej gadaniny ludzkiej wyłaniają się, jak zielone, żyzne wyspy z odmętów oceanu, słowa skondensowane, mocne, jędrne, brzemienne treścią... Poważne!
— Boże drogi! Co się wtedy stanie z literaturą piękną?
Uczony japoński uśmiechnął się jeszcze uprzejmiej, niż przedtem, poprawił okulary na nosie:
— Jestem w Berlinie przejazdem — odpowiedział — i mam sporo pilnych spraw do załatwienia. Nie mogę roztrząsać w tej chwili zasadniczych zagadnień literackich. Niech pan powie swoim kolegom, że od biedy tudzież na upartego moglibyśmy podsycić w ludziach zdolność do bajdurzenia, plotkarstwa, gadania rymami i układania powiastek. Dlaczegóżby nie? Zaatakujemy inny gruczoł, wstrzykniemy w miększe części ciała hormon specjalny „kontr-Mec 704“ i stworzymy zdolnego powieścipisarza. Owszem. Ale cóż stąd? Gdyby panowie mieli nawet producentów poddostatkiem, to nie znajdą w epoce dzisiejszej — w okresie wzmożenia, spotęgowania życia — odpowiednich odbiorców. Rzeczywiście — gdzie szukać matoła, któryby się chciał poddać uciążliwej ku-