Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Otóż tak. Rudi kradnie walizkę — to jest rzecz przyjęta i dozwolona. Ja go spotykam na rogu ulicy Gipsowej (na planie miasta C. G. 4), wszczynam z nim kłótnię, burdę, awanturę, zwalam go z nóg i uciekam z walizką. Warunek: Żadnych szpiclów, żadnych policajów. Afera musi być załatwiona między nami. Honorowo.
Wczoraj o szarym świcie rozpoczęliśmy próby. Rudi stanął na chodniku pod barem, rozkraczył się i powiada:
— Wal, Helmholtz, wal, ile sił starczy. Celuj piąstką w brzuch, w dołek. Knock-out, rozumiesz? Wal, bracie!
Ale! Bębniłem, ile tchu w płucach, wpadałem na draba z rozpędu, uderzałem głową w najczulsze miejsca abdominalne. Djabła tam. Stoi bydlę i uśmiecha się głupkowato.
Pojechaliśmy na ćwiczenia za miasto, do Grunewaldu i tu przez kilka godzin trenował mnie, uczył, co mam robić i jak go mam prać. Skutek jest ten, że mi lewe oko zapuchło całkowicie, nos mam trochę przekrzywiony i sporego siniaka na czole.
Prócz tego zaś byłem trochę utytłany w błocie podmiejskiem. Peereboom na mój widok zgrzytnął zębami,