Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaklął po holendersku, nie wytrzymał i splunął. Poczciwiec uważa, że kalam gniazdo, nie zasługuję na tytuł doktora i godność badacza. Jak świat światem nigdy jeszcze taki opój nie sąsiadował ze spektrografem...
Spojrzałem na niego groźnie zapuchłem okiem i rzuciłem krótki, stanowczy rozkaz:
— Peereboom! Proszę mi tu zawezwać pana inżyniera van der Lindena! Dziś nie pracujemy. Fajerant!
Po chwili wszedł do pracowni van der Linden. Kiedy mnie zobaczył, jęknął głośno i usiadł na pierwszym lepszym stołku!
— Panie doktorze! — powtarzał — panie doktorze! Najdroższy panie doktorze! Co ono wyrabia! Co ono wyrabia!
Ono — to ja. Zamienił mi z przerażenia rodzaj na nijaki.
Zamknąłem drzwi. Usiadłem na innym stołku, patrzyłem długo przez wąską szczelinę w zapuchłej powiece w jego twarz poczciwą:
— Van der Linden — rzekłem uroczyście. — Z naświetlaniem koniec! Co ma być, to będzie! Proszki bada teraz medycyna czyli doktór Pech. My — fizycy — składamy broń. Natomiast w przyszłą niedzielę po-