Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się uwieczniać na naszych stołach! Blat to nie sztambuch, panie. Może na Węgrzech są takie zwyczaje...
„Gość“ gadał coś sam do siebie — od rzeczy. Czasami też gadał przez telefon, ale trudno było zrozumieć, o co mu chodzi i jakiego to rodzaju pilne sprawy załatwia o tak późnej porze.
Kelner chwytał luźne wyrazy i nie mógł ich — mimo wieloletniej wprawy — powiązać w zdania rozsądne:
— Panie van der Linden... To ja... Oczywiście z knajpy... Nie mogę w domu usiedzieć... Tak... Musi pan o trzeciej zluzować Peerebooma... O piątej pogasi pan światła. Zamknie pan ołowiane kasety... Co? To niech pan czeka na mnie na rogu Jägerstrasse... Tam jest taki szynk dorożkarski. Bardzo podły szynk, ale ma tę zaletę, że jest otwarty... Aha! Prawda! Próbki zamknąć w zwykłej skrytce. Klucz pod ceratowym chodnikiem...
— Fotograf? — rozumował kelner. — Chyba nie. Miałby bródkę, fontaź i długie włosy. Prawdopodobnie podrabia węgierskie papiery państwowe. Lada dzień przeczytamy o nim w gazetach. Odfotografują go i nawet podadzą odcisk wielkiego palca. Daktyloskopja to wielka rzecz. Nauka robi szalone postępy. Węgier, nie Węgier... Nie takich łapali na gorącym uczynku.