Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał w piwnicach i w lokalach na piętrze, pijał piwo, czarną kawę, wermut, portwein, cienkie wino i grog.
Znajomych z „Domu Słonecznego“ unikał w sposób wyrafinowany, wykrętny i bardzo sprytny. Uprzejme listy i miłe, pachnące bileciki z tłoczonemi monogramami wrzucał do szuflady w biurku.
Razu pewnego zawezwał babę-gospodynię, która — taki to już był jego los — patrzyła dość podejrzliwie na dziwacznego lokatora i uważała go prawie za fałszerza pieniędzy i powiedział jej stanowczo:
— Pani Katz. Uwaga! Tu może się zjawić nagle któregoś dnia w mojem ubogiem mieszkaniu „Wiosna“ z obrazów włoskich. Takie cudne młode stworzenie o wielkich, głębokich, trochę przerażonych oczach. Nie wpuści jej pani do mojego pokoju. Powie jej pani... Wszystko jedno, co pani powie. Dość, że jej pani nie wpuści.
W „Café Mozart“ siadał przy owalnym stole, rozkładał ceratowy bruljon i przepisywał cyfry z luźnych kartek. I znów, jak wtedy, jak za lat studenckich rysował trójkąty ABC1 i abc2 na marmurowym blacie.
— Pan nam niszczy umeblowanie — mówił tęgi kelner w białym, kusym smokingu, używanym zazwyczaj na parowcach transatlantyckich, tylko prawdopodobnie znacznie brudniejszym. — Gdyby tak każdy gość chciał