Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W nocy z soboty na niedzielę tajemniczy „Węgier“ mruczał i pisał, nie zwracając uwagi na harmider, nawoływania, brzęk szkła, pisk kobiet, gwar pijanych głosów, na sprzeczki i nieuniknione afery honorowe. Kufle i stołki latały nad jego głową, a gość temperował ołówek z taką miną, jakby siedział na fotelu w czytelni Bibljoteki Narodowej. Kiedy go ktoś potrącał i wyraźnie chciał sprowokować, wstawał, kłaniał się, mówił:
— Przepraszam. Pan ma rację. Uniosłem się. To moja wina.
Raz wreszcie zdarzyło się, że i jego coś wyprowadziło z równowagi. Oderwał na chwilę zmęczone oczy od swoich notatek, oprzytomniał i spostrzegł, że jakieś obce, a jednak jakby trochę znajome osoby przysiadły się do owalnego stołu. Atleta w czerwonej koszuli, kobieta, ostrzyżona maszynką „na jeża“ i smutne, potulne dziewczynisko — tak, nie ulega wątpliwości — robotnica z fabryki „Mephar“, z oddziału izolatorów.
— Rudi — nie mogę — ja... doprawdy nie mogę... — tłumaczyła się blada dziewczyna. — Dosyć.
Atleta wpatrywał się w nią groźnemi, wyłupiastemi oczami:
— Pij! Dzisiaj są twoje urodziny. Urządzam przyjęcie! Pij! Ile masz lat?