Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz, kiedy żyję, jak bohater fantastycznej bajki arabskiej, kiedy mam na zawołanie wszystko, kiedy prądy, napięcia, pompy próżniowe i gazy szlachetne czekają na moje skinienie, widzę, że jestem do niczego, ruina człowieka, belfer, jołop, drynda uliczna, stary wiecheć. Daverroes pamięta mnie z moich lat najlepszych, otacza mnie szacunkiem, mówi ze mną, jakby mówił z Newtonem. A ja tu tkwię w mieście, w którem tworzą i działają Planck, Albert Einstein i tylu, tylu innych... Co tu ma Wiktor Mec do roboty, wykolejeniec i oszust? Zastrzegłem się, że będę brał najmniejszą pensję, gażę praktykanta. I tak wkrótce wyjdzie najaw, że psuję cenne materjały, marnuję prąd, zajmuję miejsce innym, zdolniejszym... Hałasomierz!? Idjotyzm. Z pism amerykańskich dowiaduję się, że inżynierowie z Westinghouse Electric zbudowali „televox“. Aparat słucha rozkazów, jak mały piesek pokojowy. Włącza telefon, wyłącza maszynę, składa raporty, reaguje sprawnie na sam dźwięk głosu swego pana i twórcy. A ja? Naturalnie, będę partolił i blagował. Szkoda, że nie mam bujnej fantazji pana Kozdrajskiego:


Il n’y a qu’une tragédie — c’est la vieillesse