Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

górze mały czarny Holender o żywych, błyszczących oczach. Przyniósł z sobą kilka arcydzieł mechaniki precyzyjnej, kilka zgrabnie wytoczonych, wypolerowanych puszek mosiężnych i pudełek ebonitowych, kilka kunsztownych drobiazgów z kości słoniowej, szkła, bursztynu, stali i cynku.
— To ja robiłem — powiedział. — Niech pan profesor zbada przez lupę — baz feleru, bez skazy. O włos się nie omylę. Potrafię toczyć osie stożkowe, precyzyjne koła zębate. Niech pan profesor tylko zadzwoni nadół — trzy razy długo i raz krótko. Niema takiej rzeczy, na którąbym się nie porwał. Nazwisko moje — Peereboom, mechanik. Oddział instalacyj elektrycznych. Odzywam się na sygnał trzy razy długo i raz krótko... Peereboom. Holender...
Co tu począć? — Mec zamówił kilka roczników pism naukowych z bibljoteki fabrycznej i uniwersyteckiej, rozłożył grube foljały na stołach, sprowadził ów czarny bruljon, nabyty jeszcze w Warszawie, i pisał w nim, przeplatając przezornie zdania zwykłe wzorami matematycznemi — prawdopodobnie dla zatarcia śladów. Kto wie, w czyje ręce taki kajet dostać się może?