Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do niego. Ilekroć ktoś gdzieś coś zrobił — wszystko wpisywaliśmy na jego rachunek... Pamiętam któregoś dnia wiosennego o godzinie pierwszej przypadało całkowite zaćmienie słońca. Zebraliśmy się wszyscy na płaskim dachu, na tarasie pod kopułą obserwatorjum. Nastawiliśmy objektywy aparatów. Cisza. Nagle wpada w popłochu stary woźny:
— Jezus Marja! — krzyczy. — Słońce gaśnie! W całem mieście ciemno. Nic innego, tylko pan Daverroes uszkodził słońce! To znów sztuczki „szalonego mułły“...
...Tak powstają legendy, proszę pani. Dziękuję za kwiatki.
Najgłośniej śmiał się z tych wspomnień sam bohater opowiadania.
— Tak, moje dzieci — mówił. — Ludzie zazwyczaj z rozrzewnieniem wspominają lata studenckie. Łżą przy tej okazji, ile się zmieści, ubarwiają, zmieniają, fantazjują. Mnie te wspomnienia czasem duszą po nocach, jak zmora. Strach mnie oblatuje i dziś jeszcze, kiedy znienacka myślą w przeszłość sięgam. Co mi się wtedy przytrafiało, tego żaden okultyzm nie wytłumaczy. Naczynia szklane pękały, samorzutnie, nim je ruszyłem palcem. Palniki bunsenowskie pod moim wzrokiem przerzucały się i zapalały substancje wybuchowe. Pompa