Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panna Karola Impekoven, głośna bojowniczka!
— Nasz lekarz fabryczny, profesor doktór Pech, biolog. A gdzież jest „mała“?
Z głębi ogródka, z za krzewów misternie przykrojonych i ufryzowanych wybiegła właśnie... powiedzmy „Wiosna“ z obrazów dawnej szkoły włoskiej, — jakieś spowite w lekkie, matowe jedwabie stworzonko zgrabne, urocze, jasnowłose i zarumieniwszy się po białka oczu, złożyło przybyszowi z Warszawy wiązankę kwiatów.
— Nazywam się Lina Daverroes... Pan jest złoty, kochany, dobry człowiek. Pan jeden opiekował się bratem w tych okrutnych czasach frankfurckich, kiedy mu się nic nie udawało... I kiedy wszyscy... Dziękuję panu. Jeżeli pan pozwoli, to pana pocałuję.
Mec drżącemi palcami pogładził się po nieogolonej twarzy, przełożył kwiatki do lewej ręki, zawiązał mocniej krawat i zacinając się trochę, rzekł wreszcie:
— Mec. Wiktor Mec. Państwo mnie witają tak serdecznie... To omyłka, panno Lino. Ja nic dla brata pani nie uczyniłem. Przeciwnie. W owym okresie powodziło mi się dobrze, a powodzenie ludzi psuje. Są wtedy dumni, pewni siebie, uszczypliwi, dowcipni. I ja byłem — pożal się Boże — dowcipny. Brata pani nazwałem „szalony mułła“. To przezwisko przylgnęło