Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Publiczność w natłoczonym wagonie kolei elektrycznej miała widok dość zabawny. Dwaj panowie zdobyli miejsca stojące, w przejściu. Uwieszeni na rzemieniach i „trzymadłach“ skórzanych kiwali się rytmicznie na zakrętach, miotani siłą inercji zbliżali się, odsuwali, tańczyli jak pajacyki tekturowe na choince, ale nie tracili wątku.
— A pamięta pan...? — mówił Mec.
— A przypomina sobie doktór... — krzyczał siwiejący brunet.
Przejechali właściwą stację, wysiedli i znów zaczęli się błąkać po pustych ulicach, odświeżając dawne wspomnienia i wygrzebując z pamięci najdrobniejsze, najbłahsze zdarzenia.
— Pan doktór jeszcze wszystkiego nie wie! — mówił Daverroes. — Miałem umowę z portjerem. Zakradałem się do laboratorjum po nocach. Chciałem tę przeklętą robotę jakoś wreszcie pchnąć. Razu pewnego gotowałem sobie nad palnikiem Bunsena herbatę. Zaspany byłem trochę, zmęczony. Co tu dużo gadać — wie pan, co się stało? Zamiast cukru wsypałem do szklanki inną mączkę — preparat radowy, podarowany instytutowi przez czcigodnego radcę Ehrlicha, laureata nagrody Nobla!