Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już na prozaicznym, cuchnącym benzyną placu przed dworcem zalała go ciepła, łagodna fala wspomnień. Gromadka uczniaków wracała z wycieczki krajoznawczej. Pędraki stanęły w ordynku bojowym i ostre dziecinne głosy zaintonowały dźwięcznie i rytmicznie starą pieśń akademicką, której się tyle nasłuchał przed laty. „Alt Heidelberg, du feine... am Neckar und am Rheine, kein’ andere kommt dir gleich.“
Przypomniał mu się pewien bardzo już odległy maj, stoki góry zamkowej, niski pokój studencki i wspólne kolacje z kolegą Wrzesińskim. Wrzesiński studjował Dantego, nosił stale w tece dwa wędzone śledzie — „piklingi“ i ostatni tom Kiplinga — prawdopodobnie ze względów fonetycznych. Tkwią czasem takie fakty w pamięci człowieka, jak trzy tęgie, twarde, niepotrzebne włosy na wyłysiałej czaszce...
Dzień był upalny, duszny. Samochody snuły się we wszystkich kierunkach, burczały, bzykały, jak gromada natrętnych, olbrzymich żuków czy trzmieli. Oszołomiony przybysz musiał pędem przeskakiwać z chodnika na chodnik, ślizgał się na gładkiej, wypukłej jezdni, roztrącał walizką statecznych tubylców, zawadzał o latarnie i narażał się na różne dowcipne uwagi w soczystym dialekcie berlińskim. Nadawano mu napoczekaniu przezwiska,