Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił „Beba“, „Kurfürstendamm“, „Schupo“, „Funkturm“, „Stadion“, „Ullstein“.
— Mają restauracje rosyjskie i kawiarnie wiedeńskie. Pewien generał carski prowadzi wzorową jatkę i sprzedaje mięso. I niech pan sobie wyobrazi: niema lejtnantów. Zamek stoi czarny i pusty. Jak suche spróchniałe drzewko w lesie. Rozrastają się stadjony, boiska, dworce. Wieża radjowa świeci po nocach. Wieczorkiem samoloty piszą dymem wielkie słowa na niebie: Persil, Cacao, Odol!! I co godzina inna gazeta. Sześćset tysięcy egzemplarzy. Miljon egzemplarzy. Nad domami telegramy świetlne i ostatnie wyniki sportowe. Z Ameryki ma ktoś znów przylecieć. Lunety astronomiczne stoją na placach i tarasach...

Mec poszedł za radą otyłego marjenbadczyka i wyrzucił swoją skromną walizkę przez okno wagonu na stacji Ogród Zoologiczny. Znał tę dzielnicę z lat dawnych, postanowił, że tu się osiedli i ułoży plan działania. Trzeba będzie — rozumował — zwiedzić państwowy Instytut Fizyczny, zasięgnąć języka, przepytać ludzi, gdzie się teraz rad kupuje i ile miligram bromku kosztuje na rynku.