Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gazety, donoszącej o rewolucji w Chinach, zewsząd, spozierała na mistera Dawida blada twarz z czapką kasztanowatych włosów, czujna, wszechobecna, niezniszczalna.
Nieraz, gdy mister Dawid przejrzał raport o wygórowanych żądaniach robotników, gdy zniecierpliwiona ręka sięgała już po słuchawkę, i usta układały się do wycharknięcia hasła lokautu, — ze słuchawki, jak ślimak z muszli, wyłaniała się naraz twarz bratanka Arczi, i mister Dawid odkładał słuchawkę, brał ponownie raport, szedł na ustępstwa.
Nie zdając sobie sam z tego sprawy, gdzieś głęboko, poniżej niewzruszonych fundamentów „zasad“ i „przekonań“, w małym ogniotrwałym sejfie duszy, bratanek Arczi pozostał na zawsze, jako symbol bezinteresownego idealizmu, i wyzuty ze skrupułów szalbierz i łupieżca, mister Dawid Lingslay, ilekroć w jakiejś sytuacji życiowej zdarzyło mu się zdobyć na gest prawdziwie bezinteresowny, ukradkiem przed samym sobą, jak żyd — „mezuze“, dotykał palcami drzwiczek tego sejfu, jakby z mimowolną dumą szukając w nim sankcji.
Podobnie dzisiejszego rana, kiedy siwobrody rabi Eleazar i korpulentny pan w rogowych okularach proponowali mu interes, którego nieetyczność nie podlegała dlań najmniejszej wątpliwości, mister Dawid, skłonny już do zgody, instynktownie sięgnął ręką do swej skrytki i, niespodzianie dla samego siebie, z katonowską nieugiętością, odpowiedział odmownie.
I teraz, gdy wyłuskany z ubrań, goły czterdziestoletni pan, w obliczu obstępującej go nicości, kurczowym krzykiem rąk szukał dokoła siebie czegoś, do czego mógłby przywrzeć, na czem mógłby się odcisnąć, utrwalić, naprzekór oczywistości śmierci i procesowi rozkładu, ręka jego natrafiła w próżni na bladą twarz w czapce kasztanowatych włosów, i czterdziestoletni pan drgnął, jakby dotknął przewodnika elektrycznego.
Tak. Bratanek Arczi znał tę tajemnicę. Przywalony cięż-