Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kie trzeba przeczytać! Czy starczy na to wszystko czasu? Wkrótce jednak nabrał otuchy. Zpoczątku wydaje się wiele, niesposób się uporać, a potem, stopniowo ubywa. Przecież uporali się z tem inni. Czemuż miałby on nie dać rady? Przedewszystkiem — nie tracić czasu. Można z powodzeniem mniej spać. Sześć godzin na dobę starczy. Już dwie godziny zarobione na czysto. Postanowił zacząć od brzegu i systematycznie przejechać wszystkie półki. Wkrótce zresztą zaczął przebierać. O Jezusiku wszystkie bajdy można poprostu przepuścić. Tak powoli półki rzedły.
Pośród traktatów, pośród rozpraw świątobliwych ojców, wpadła mu w ręce książka, która zainteresowała go bardziej, niż inne. Bogobojny „ojciec“ demaskował w niej jakąś współczesną herezję, imieniem: socjalizm.
Przeczytał uważnie, przeczytawszy, zaczął od początku.
Są ludzie, sekta, którzy zechcieli wszystko mierzyć pracą. Zasada, jak u świętego Pawła: „Kto nie pracuje, niechaj nie je.“ Odebrać bogactwa wszystkim bogaczom i uczynić je własnością powszechną. Zniósłszy własność prywatną, wydzielać każdemu wedle jego pracy.
Zamyślił się na długo. Potem pilnie jął szukać bardziej ścisłych wiadomości. Przetrząsnął całą bibljotekę. Nie znalazł nic. Przypadkowo, w uwagach do jakiegoś pękatego tomu, natknął się raz jeszcze na wzmiankę o tajemniczej sekcie. Autor cytował urywki z jakiegoś dzieła najwidoczniej pióra prowodyra i założyciela szkodliwej herezji. Nazywał się: Marks.
Postanowił za wszelką cenę postarać się o cytowaną książkę. Przewertował własnoręcznie cały katalog. Cytowanego autora nie było. Długo nie decydował się zapytać ojca-bibljotekarza. Wreszcie zdobył się na odwagę. Spytał. Ojciec Ignacy zamachał rękoma:
— Grzech pytać o takie książki! Wszystko to szatańska pokusa. Módl się więcej i o postach nie zapominaj!
Tyle się dowiedział.