Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Postanowił przepytać się w księgarni. Postanowić jednak było o wiele łatwiej, niż wykonać. Pieniędzy nie miał. Wystarać się nie miał skąd. Sprzedać nie było czego — nic własnego nie posiadał. Co począć? Długo myślał i nie mógł niczego wymyślić. Potem wstał i poszedł w kąt, ku zakurzonym półkom, dokąd nie zaglądał nigdy nawet sam ojciec Ignacy. Na półkach piętrzyły się w nieładzie grube foljały w starych, nadgryzionych pleśnią oprawach. Wziął pierwszą książkę z brzegu w języku starochińskim i zważył ją w ręku. Uśmiechnął się. Kradzież? Dowcipni Rzymianie w nieprzyjacielskim kraju nazywali to „zdobywaniem furażu“. Ciekawe byłoby znać historję tej książki, w jaki sposób tutaj trafiła. Możnaby się założyć, że też niezupełnie po chrześcijańsku. Z uśmiechem wsunął książkę za pazuchę i prześlizgnął się po schodach nadół.
W nawpół ciemnej komórce antykwarjusza w odległej chińskiej dzielnicy pachniało pleśnią i zbutwieliną wieków i kurz na brzuchatych porcelanowych wazach, jak na kurz przystało, spoczywał warstwami, aby po ilości warstw, jak po słojowaniu drzewa, rozpoznawać było można genealogię stuleci. Okularny, krótkowzroczny antykwarjusz długo badał książkę, wodząc po niej nosem, jakgdyby po zapachu stronić ocenić chciał jej starożytność. Dał trzy „taele“ i księgę poniósł do nory.
P’an z pieniędzmi w ręku pobiegł zpowrotem do europejskich księgarń. W żadnej jednak z nich książki nie było. Zwątpiały, powlókł się na poszukiwania w głąb dzielnic chińskich. W jednej z księgarń chińskich, gdzie trzymano wydawnictwa europejskie, sprzedawca oświadczył:
— Na składzie nie mamy. Możemy sprowadzić z Europy. Tylko za termin nie odpowiadamy, bo to tam teraz czasy wojenne.
Nie, wypisywać i czekać miesiącami, czy przyjdzie — nie chciał.
Usłużny księgarz poradził mu: