Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego dnia, najniespodzianiej, ojciec Pafnucy oznajmił z katedry: „Naród chiński obalił cesarza. Państwo chińskie będzie odtąd republiką“.
Na ulicach jakgdyby nic się nie zmieniło. Po dawnemu pędziły tramwaje, wyły samochody, migając piętami sadzili ociekający potem rykszowie, ciągnący dwukołowe wózki z białymi korpulentnymi panami. W gimnazjum po dawnemu wlokły się lekcje, ojcowie-lazaryści stawiali w dzienniku stopnie i na pauzach pili mocną, pachnącą herbatę z butersznytami. Jak to zrozumieć? Naród chiński obalił cesarza i wszystko pozostało po staremu; i biali ludzie nietylko nie uciekli z Chin, ale, naodwrót, z każdym miesiącem zdawało się ich być więcej, a o obaleniu cesarza mówili spokojnie, z aprobatą, jakby o wygodnym dla nich interesie. Najwidoczniej cesarz nie miał tu nic do rzeczy. Ale któż w takim razie? Czao-Lin mówił jeszcze: mandaryni. P’an nie wiedział dobrze, czy pozostali po dawnemu mandaryni, i spytać się nie miał kogo, ale zdaje się, że zostali. W każdym razie zostali bogacze i kupcy w bogato wyszywanych chałatach. Musiała zajść jakaś pomyłka. Najwidoczniej mało było zdetronizować cesarza, trzeba było obalić i tych, w wyszywanych sukniach, a ich właśnie obalić zapomniano. Jakże to się mogło stać?
Tego P’an nie rozumiał i zrozumieć nie mógł, i nie było nikogo, ktoby mógł to wytłumaczyć, a bez tego całe życie stawało się niepojętem i bezsensownem.
Zresztą wątpliwości małego P’ana nie odbijały się na jego nauce. Po dawnemu pilnie przygotowywał się ze wszystkich przedmiotów, jakgdyby w trudnych zadaniach matematycznych szukał rozwiązania męczącej go zagadki. Trzeba nauczyć się wszystkiego, poznać wszystko, co wiedzą biali ludzie, i wówczas wszystko stanie się proste, zrozumiałe i jasne.
Tak mijały miesiące.
Tak mijały lata. Są lata długie, mozolne, męczące, które