Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wskazuje na małego, Bogu ducha winnego Hu.
Ojciec Pafnucy schwycił małego Hu za kołnierz i kantówką trzepnął go po palcach:
— Precz!
P’an nie wytrzymał. Podskoczył ku piegowatemu i kułakiem w mordę — bęc! Rozdzielono ich z trudnością. Piegowatemu krew puściła się z nosa, a pod okiem siniak, jak śliwka. Z rozbitą mordą poczłapał do domu.
P’ana wywleczono za uszy i zamknięto w pustej klasie.
Po obiedzie samochodem zajechał ojciec piegowatego. Dorodny, pachnący, z czerwonym guziczkiem w butonierce. W kancelarji u ojca Dominika krzyczał, tupał nogami:
— Natychmiast wyrzucić!
P’an słyszał przez ścianę: ojciec Dominik przepraszał. Wyszło na jaw, że stopnie rzeczywiście przerobił piegowaty. Papa spuścił z tonu:
— Ukarać w moich oczach! Pięćdziesiąt rózg, nie opuszczę ani jednej!
Posłano po stróży. P’ana zawleczono do kancelarji. Rozciągnięto go na ławce. Zaczęto odliczać uderzenia. Biały, z guziczkiem w butonierce, wystukiwał takt nóżką w wytwornym buciku, parskając w rozdrażnieniu. Przy czterdziestym uderzeniu trzcina złamała się na dwoje. Pan z guziczkiem nie nalegał. Trzasnąwszy drzwiami, odjechał do domu. Wychłostanego P’ana ojciec Pafnucy postawił na kolana twarzą do ściany. Przestał tak do wieczora.
Nazajutrz oświadczono mu: darowali tylko za pilność w naukach. Gdyby coś podobnego powtórzyło się jeszcze raz — wyrzucą precz!
Nie powtórzyło się. Zagryzł wargi. Na wyzwiska i zaczepki białych nie odpowiadał. Obok piegowatego przechodził, nie patrząc. Tylko zadań więcej ściągać nie pozwalał. I rogalków nie brał. Zresztą więcej nie próbowali. Omijali zdaleka.
Tak minął rok.