Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech się pan nie śpieszy, — nachmurzył się Urtabajew. — Pogadamy. Mam dziś ukończyć montowanie ósmego Bewsiriusa i zbierałem się nocą do pana.
Przyjechał pan tu specjalnie w sprawie ekskawatorów?
W spojrzeniu Urtabajewa, w tem, jak on podkreślił słowo „specjalnie“, było coś szyderczego i ubliżającego.
— Tak. I nie mamy nawet o czem mówić. Otrzymał pan formalny rozkaz, podpisany przez naczelnika budowy i naczelnego inżyniera, aby niezwłocznie zaprzestać montowania i przyjechać na główny odcinek. Pan nietylko nie pofatygował się go wykonać, lecz wciąż jeszcze montuje ekskawatory i wysyła je na płaskowzgórze. Wie pan, jak to się nazywa u nas w języku partyjnym?
— Wiem, że naczelnik i naczelny inżynier po przyjeździe na główny odcinek, zrobiliby lepiej, gdyby nie zaczynali od ostro strzelających rozkazów, lecz najpierw zaznajomili się z położeniem robót.
Stali w drewnianej komórce naczelnika przystani. Urtabajew zamknął drzwi na klucz i rzucił klucz na stół.
— Pan tak przypuszcza? Myśli pan, że mu pozwolą dla jego fantazji porozbijać wszystkie ekskawatory? Omylił się pan. Potrafimy sobie dać jeszcze radę z głupotą młodych i nazbyt polegających na sobie inżynierów. Za nieusłuchanie rozkazu, jest pan narazie, zawieszony w czynnościach i zda pan swe funkcje towarzyszowi Kirszowi,