Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O Niemirowskiej opowiadają, że bawiła się w miłość z dziesiątkiem inżynierów i wciągnęła ich do tej sprawy. Nie ulega wątpliwości, że chcąc się sama wykręcić, wymieni swoich kochanków. Może się okazać, że jest to połowa inżynieryjnego personelu. Między nami mówiąc, gdyby była okazja, ktoby z nas odmówił, — kobieta bezsprzecznie efektowna. Wielu z tych, którzy byli tak nieostrożni, by się z nią przespać, drapią się teraz za uchem. Jednem słowem, przewidziane są wielkie zmiany, aczkolwiek, naturalnie, nas to nie obchodzi...
Clarke, odwrócony plecami, z wielką uwagą sznurował buciki i nic nie odpowiedział.
— No, a co do dzisiejszego pierwszego maja, jak pan myśli spędzić dzień? Nie radzę panu nazbyt beztrosko odnieść się do tych gróźb. Na wszelki wypadek, rewolwer pan posiada?
— Tak. A pan myśli, że rzeczywiście mogą na nas napaść?
— Djabeł ich tam wie! Artysta, który przysłał nam te kartki, rozumie widocznie, że jeżeli dziś nie dotrzyma swego słowa, to następną już kartkę poprostu powiesimy w klozecie. Tak czy inaczej, przyszedłem panu zaproponować wspólne spędzenie dnia. Dwoje ludzi i dwa rewolwery, — to nie jeden człowiek i nie jeden rewolwer. Tem więcej, że na tych obietnicach administracji nie należy szczególnie polegać. Naskutek ich niedbalstwa Barker, nie chcąc ryzykować, zapakował wczoraj manatki i wyjechał.
— Istotnie wyjechał?
— No tak. Powiada: niech najpierw zapewnią