Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyżby było już tak późno?
— Nic nie szkodzi, dzisiaj święto. Przyszedłem panu pogratulować pierwszego maja.
— Dzisiaj mamy pierwszego maja?
— Masz ci los! Widzę, że nie bierze pan nazbyt do serca gróźb anonimowego artysty. W każdym razie sen pana przez to nie cierpi.
— Bardzo późno zasnąłem. Sąsiedzi moi zbierają do siebie gości i urządzają sobie całą noc bal.
— Wątpliwe, aby spraszali tej nocy gości. Sąsiedzi pana zostali tej nocy aresztowani.
— Jakto aresztowani? Za co?
— Powiadają, za szkodnictwo, ja tam nie wiem.
— Ona też aresztowana? Czyżby ona również zajmowała się szkodnictwem?
— To już niech pan zapyta sędziego śledczego! Aresztowani są i on, i ona, i jeszcze ktoś.
— A pan skąd wie?
— Kochany Clarke, mieszka pan na budowie i nie widzi pan nic, co się wokoło pana dzieje.
— Nie interesuję się plotkami, — sucho odciął Clarke.
— Ładne plotki! Aresztują u pana pod nosem inżyniera, u którego pan bywał, który zarządzał wszystkiemi maszynami budowy, i to pana nie interesuje? Jednakowoż, to, że aresztowali jego interesującą żonę, zaciekawiło pana!
Clarke poczerwieniał.
Murri wyciągnął zapałki i przez chwilę zapalał sobie fajkę.