Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na budowie całkowite bezpieczeństwo, a potem dopiero zapraszają cudzoziemskich specjalistów.
— Dlaczego pan Berkerowi powiedział, żeśmy wszyscy otrzymali identyczne kartki?
— Przyszedł do mnie do mieszkania i znalazł na stole drugi list.
— No cóż, razem zostaliśmy, razem stawimy czoła niebezpieczeństwu.
Clarke wyciągnął z pod poduszki browning, sprawdził magazyn i wsunął broń do kieszeni.
— Niech pan się ubierze i zajdzie do mnie, — powiedział Murri. Pójdę się tymczasem ogolić.
Pchnął drzwi i zatrzymał się na progu.
— Clarke!
— No?
— Ma pan w Ameryce rodzinę, — żonę, dzieci?
— Mam żonę i dziecko. O co chodzi?
Murri podszedł do Clarka i położył mu rękę na ramieniu:
— Od pierwszej chwili naszej znajomości, poczułem do pana sympatję. Wiem, dlaczego pan tu został: nie chciał pan pokazać, że amerykanie się zlękli. Ale wystarczy, jeśli zostanie się jeden. Podoba mi się ten dziki kraj. Przypomina mi on nieco Meksyk, gdzie przepracowałem kilka lat, najlepsze lata mojej młodości. Z przyrodzenia jestem włóczęgą i lubię ryzyko. Jestem samotny, jak palec, nie mam rodziny. Jeżeli mnie tu zakatrupią, nikt na tem nie ucierpi. A pan ma dziecko. Po co ma pan ryzykować? Niech pan wraca. Urządzi się pan w Moskwie na innej budowie.