Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i postawiwszy go a stole, począł jeść sałatkę, którą mu położyła na talerzu Niemirowska. Przesuwając wzrok po twarzach obecnych, Clarke starał się nie patrzeć w jej stronę. Dwie twarze wydały mu się zupełnie nieznajome. Był to przystojny brunet, ze starannie podstrzyżonemi czarnemi wąsikami i idealnie przygładzonemi włosami. Drugim był mężczyzna o siwiejących skroniach, w okrągłych złotych okularach.
— To tutejszy sędzia śledczy Krygier, — powiedział Clarkowi półgłosem, jakby odgadując jego myśli, Barker. — A tamten, z czarnemi wąsikami, — kierownik technicznego oddziału, Krystalikow, jeśli się nie mylę, lub coś w tym rodzaju.
— Kiedy to pan zdążył ze wszystkimi się zapoznać? — zdziwił się Clarke. — Pan wszak nie rozmawia po rosyjsku, oni zaś nie mówią po angielsku.
Barker z zadowoleniem i wieloznacząco uśmiechnął się. Clarke zrozumiał, że Barker jest w tej kompanji — swój człowiek.
Pogrążony w swych myślach, Clarke nie zauważył, jak Niemirowska położyła mu rękę na kolanach, i naraz drgnął, poczuwszy zuchwałe dotknięcie. Zaczerwienił się mocno i odsuwając jej rękę, chwycił skierowany na niego wzrok Murriego. W oczach Murriego widać było ironiczny uśmiech. Clarke uczuł, że jeszcze więcej się rumieni.
W tej chwili, podniósł się z kieliszkiem w ręku jeden z inżynierów i poprosił o chwilę uwagi.
— Kochany i wielce szanowny Eugenjuszu Chrystoforowiczu! — zwrócił się uroczyście do Czetwiertiakowa. Zeszliśmy się tutaj dzisiaj, aby uczcić