Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

takie wypadki: późno się człowiek rozwija. Tylko że potem jest gorzej...
— Widzę, że wszystko czegoby się pani dotknęła, sprowadza pani momentalnie do jednego punktu. Pani filozofja życiowa jest nietyle nawet biologiczną, ile zoologiczną. Towarzysz Synicyn, oczywista, nie wróci prędko. Nie rozporządzam takim nieograniczonym czasem, jak pani, i w danej chwili czeka mnie praca. Zechce pani powiedzieć towarzyszowi Synicynowi, że zajdę do niego później.

Wieczorem, wróciwszy do domu, Clarke zastał czekających na niego na werandzie Barkera i Murriego. Obaj zasypali go takim gradem argumentów, że Clarke dał się szybko przekonać. Wynikało, że miejscowi inżynierowie uważają go za pana, wstydzącego się ich towarzystwa i podejrzewają go wogóle o pogardliwe i wyniosłe traktowanie rosjan. Argumenty trafiły do przekonania i Clarke zgodził się pójść, uprzedzając tylko, że pić niczego nie będzie.
Przy stole, nakrytym białym obrusem i zastawionym kolumnadą butelek i półmisków, siedziało ze dwadzieścia osób. Jedyna kobieta, gospodyni, podbiegłszy ku gościom, szybko usadowiła ich przy stole. Clarke dostał miejsce obok Niemirowskiej. Czuł się podwójnie nieswojo i przeklinał Berkera i Murriego, którzy go namówili przyjść na tę pijatykę. Od czasu ich pamiętnego nocnego spotkania, starał się wracać do domu jaknajpóźniej i starannie zamykał drzwi na klucz.
Niezręcznie umoczył wargi w kieliszku z wódką