Przejdź do zawartości

Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lubią nazbyt ideologicznie — zrównoważonych kobiet.
— Przy pani bogatem doświadczeniu, musi pani zapewne o tem dokładnie wiedzieć.
— Doświadczenie jako takie mam. Może mi pani wierzyć.
— Nie śmiem powątpiewać, aczkolwiek skorzystać nie zamierzam.
— Wystarczy widocznie własne. Cnotliwe dziewice, w rodzaju pani, posiadają go często więcej, niż dostatecznie. Mogą się jeszcze uczyć inni.
Połozowa podniosła się z taburetu:
— Nie rozumiem, rzeczywiście, dlaczego obowiązana jestem wysłuchiwać pani obelg? Nie jest pani jeszcze natyle starą, by rozmawiać ze mną językiem starej ciotki.
— Brawo! To jest proste, po kobiecemu! Nareszcie żywe babskie słowo! Widzi pani, ja się nie obrażam. Niech się pani również nie obraża. Chce pani rękę?
— Nie widzę podstawy, na której mogłaby zrodzić się nietylko nasza przyjaźń, lecz nawet zwykłe koleżeńskie stosunki.
— No, masz ci los! Ja jej — rękę, a ona mi: „podstawa!“...
Połozowa roześmiała się.
— A rękę trzeba brać, jak się daje, — podniosła się Synicyna. — Jeżeli pani tutaj w czemś ubliżyłam, proszę mi wybaczyć. Może pani rzeczywiście jest dziewicą, — co to mnie obchodzi! Zdarzają się