Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

butach z cholewami; bronzowe wyrostki w niebieskich, czerwonych i zielonych majkach, to w kaskiecie, to w tiubetejce, to w ogromnym słomianym kapeluszu, podobnym do meksykańskiego sombrero; malowniczy tadżycy w tiubetejkach i chałatach; czerwonoskórzy ludzie nieznanej narodowości, z ciałem, jakby oparzonem wrzątkiem, w kusych spodenkach, zasłaniających wyłącznie to, co niezbędne.
Maszyna zatrzymała się przed wejściem do baraku. W pokoju, do którego Połozowa wprowadziła Clarka, stały stoły zwartą ławą. Trzeba było przepychać się między nimi wązką krętą ścieżynką. Ludzie, stojący przed stołami, krzyczeli na ludzi, siedzących przy stołach. Ktoś bił kułakiem po stole tak, że dzwoniły kałamarze.
Między stolikami dreptali ludzie z jakiemiś papierami.
Clarke, w ślad za Połozową, przecisnął się wreszcie za przegródkę. Za przegródką stał Czetwiertiakow, przeglądając kupę papierów, zapisanych zygzakami czerwonego ołówka.
Połozowa zwróciła się do Czetwiertiakowa, w tej jednak chwili wtargnął za przegródkę wąsaty chłop w białych spodniach, bardzo podobnych do kalesonów, odsunął ręką na bok Clarka i Połozową, i zerwawszy z głowy tiubetejkę, rzucił ją na podłogę przed Czetwiertiakowym:
— Nie mogę z tymi sukinsynami pracować! Rób pan ze mną, co pan chce, nie mogę!
— Niech pan nie krzyczy, Tiopłych, — spokojnie zauważył Czetwiertiakow. Nie jestem głuchy. I nie