Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy przyszła posucha i różni wiedzieli, że nie starczy wody dla wszystkich, z obydwuch kiszłaków zebrali się mężczyźni i postanowili zawezwać wielkiego miraba, żeby rozdzielił wodę sprawiedliwie, bez krzywdy. I cały nasz kiszłak wiedział, że sąsiedni kiszłak, duży kiszłak, pognał mirabowi sto baranów i zaniósł dużo odpadków jedwabiu i trzech bogatych bajów pojechało osobiście zawieźć mirabowi podarunki.
Wtedy i nasz kiszłak postanowił, że trzeba oddać mirabowi ostatnie barany, wszystko, co kto ma: inaczej, nie będzie wody i wówczas wszyscy pomrą z głodu — i barany i ludzie... Lecz nasz kiszłak był biedny i zebraliśmy tylko czterdzieści baranów, a podarunki nasze nie mogły przyrównać się do podarunków wielkiego kiszłaka.
Mirab jednakże przyjął łaskawie nasze dary i dechkanie, którzy pędzili do niego baranów, wrócili pełni nadziei.
Mirab powiedział:
„Człowiek rozdziela wodę, a Bóg nasyca nią pola. Bóg może z kropli zrobić morze i morze zamienić w kroplę. Ostatnie słowo ma Bóg. Bóg wszechwiedzący, mądry“.
A gdy nadszedł dzień puszczenia wody, zebrały się przy głównym aryku oba kiszłaki i przyjechał mirab na białym koniu. Mirab pomodlił się Allachowi, wziął kindżał i szeroko rozkopał ujście aryka, który prowadził do dużego kiszłaku. Woda lunęła w aryk i bajowie z dużego kiszłaka umoczyli w niej ręce i umyli twarze. Następnie mirab uderzył kindżałem w