Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ście choć jakąś robotę uświadamiającą śród tych, którzy sami tu przyszli? Czy wyjaśniliście im, że to ich własna sprawa, że będzie tutaj 78 procent odcinka kołchoznego? Kto z dechkan o tem wie? Wszyscy myślą, że ziemia przeznaczona jest pod sowchoz, znaczy się ziemia państwowa. Wasi dziesiętnicy mają czas krzyczeć i kląć, a pokazać, nauczyć, — na to czasu niema, — tempo! Oto widać odrazu to tempo. Na dechkanina krzyczeć będziesz, każdy ucieknie. Za czasów emiratu cierpieli, a teraz przy swojej władzy, nie chcą, i słusznie, że nie chcą.
— A co, może po francusku z nimi gadać? Ty, Urtabajew, zostaw to. Robotnik winien mieć wszystko, co mu się należy i żądać od niego trzeba wszystkiego, co się od niego należy. A nie umiesz, nie pchaj się, patrz i ucz się.
— A otworzyłeś choćby jeden kurs dla tuziemców? Miałbyś już dzisiaj wykwalifikowane kadry. Lepiej byś stworzył miejscowe kadry, wtedy niedoborów nie będzie. A dopóki tego nie zrobisz, głosuj sobie za Czetwiertiakowym i skracaj tempo. Wszystko jedno, do wiosny nawet 20.000 ha nie nawodnicie.
Urtabajew wstał, ściągnął tiubetejkę na czoło i wyszedł z oświetlonego koła.
— Ty mi tu demagogji nie rób! — krzyknął mu wślad Jeremin. — Poducz się sam jeszcze trochę, nim drugich będziesz uczyć... A sytuacja na budowie, niema co ukrywać — brzydka. A wina za to spada przedewszystkiem na personel inżynieryjno-techniczny.
— Aha!