Strona:Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kościelisk, dokąd dziś każdy pastuch zaprowadzi i dokąd wreszcie żadnego nie potrzebaby przewodnika, gdyby co do Rybiego wydział towarzystwa tatrzańskiego za przykładem węgierskiego towarzystwa karpackiego w lesie po za Jaszczurówką, aż po polanę Waksmundzką, a potém w lesie pod Wołoszynem, białą farbą olejną, na drzewach po obu stronach ścieżki kazał pomalować płaty, do 20 centymetrów szérokie, i obejmujące ku ścieżce zwróconą połowę pnia, a gdzie się droga dzieli, np. do Pańszczycy, do Waxmundzkiéj, przybić kazał tablice z krótkim, lecz wyraźnym napisem. Pomijając zatém zupełną przy tych wspólnych wycieczkach zbyteczność przewodnika, miałby on krom tego jeszcze dosyć czasu usłużyć niekiedy jakiemu podróżnemu, który przy wycieczkach swoich jeszcze inny może miéć cel, aniżeli przybywszy do schroniska, zjeść kawał pieczeni, wypić butelkę wina, przespać się i wrócić do Zakopanego. Gdy przy zupełnym braku przewodników i bardzo niestałéj pogodzie, chcąc korzystać z nastających kilku dni pogodnych, po utracie jednego dnia, nakłoniłem go do wybrania się ze mną na Lodowy, szanowny wydział skarcił go za to z góry i powtórzenia podobnego występku surowo zabronił. Gdy więc raz znowu dla braku przewodnika na inną chciałem go wziąć wycieczkę, w okolicę dotąd nie zwiédzaną, jemu jednak znaną, wymówił się tém, że z polecenia wydziału musi iść robić kładkę pod Kozińcem, co się jednak okazało wierutném kłamstwem, bo jeden z członków wydziału urządzał właśnie gromadną wycieczkę na Krzyżne. Kto zaś nie jest przyjacielem tych wędrówek taborem, lecz przy przechadzkach swoich inne może rozsądniejsze i pożyteczniejsze ma cele, niż powiedziéć w końcu: „Przy Rybiém byłem, pieczeń jadłem, wino piłem, kobiétom w zęby się napatrzyłem“, ten od członków wydziału towarzystwa tatrzańskiego, co do nastręczenia przewodnika stosownego, nie dozna żadnéj pomocy; przewodnicy zaś przy rzeczonych wyprawach, jakby nie narażeni na wielkie trudy, nadto mogąc się spodziéwać większego obłowu dla gardła i żołądka swego, niż towarzysząc jednemu lub dwu podróżnym po rozmaitych dziurach, lgną téż do tych wędrówek gromadnych jak muchy do miodu.
Wszystko, co towarzystwo w sprawie przewodnictwa uczyniło, jest dotąd: wydanie trudniącym się przewodnictwem książeczek, na których czele wymienione są wycieczki i podane wynagrodzenie dzienne, mające się płacić przewodnikowi. Taki atoli wymiar wynagrodzenia jest niewłaściwy i dla podróżnego niekorzystny; rozumié się bowiem samo przez się, że np. przy wycieczce na Gierlach, na Lodowy, na Wysoką, dojście piérwszego dnia do stawu welickiego, do szałasu pod stawem Zielonym w Jaworowéj, lub do Czeskiego, i powrót trzeciego dnia ztamtąd nie są połączone z żadnemi trudnościami; owszem odbycie drogi z Zakopanego do szałasu pod Czeskim lub Zielonym w Jaworowéj i napowrót jest nieporównanie przyjemniejszą przechadzką aniżeli szlifowanie bruku krakowskiego, lub łykanie