a że tego czasu było coraz mniej, to nie zależało przecież od jego woli.
Dziś jednak poraz pierwszy wydało mu się, że w sposobie zachowania się Krystyny jest jakby ton hamowanego wyrzutu. Najpierw zdziwiło go to, później zirytowało, a później napełniło współczuciem. Rzeczywiście odjeżdżał na dwa prawie miesiące i zostawiał ją samą. Wprawdzie prowadziła teraz samodzielnie Zakłady Przemysłowe Braci Dalcz i wiele miała z tem roboty, jednakże należało wziąć pod uwagę, że jest kobietą i że jej ambicje nietylko w tym kierunku mogą znaleźć zaspokojenie. Początkowo przyszło mu na myśl wciągnięcie jej do własnej pracy, wydało mu się to wszakże czemś nieodpowiedniem, niestosownem, może nawet krzywdzącem. Zdziwiła go własna refleksja, lecz wytłumaczył się przed sobą krótkiem: „tak będzie lepiej“.
Tego wieczora miał jeszcze sporo roboty. Postanowił pomimo to spędzić czas z Krysią. Nie czuł się winowajcą, lecz uważał, że musi jej, a poniekąd także i sobie wynagrodzić długie rozstanie.
Zaproponował pójście do kabaretu:
— Tak dawno nigdzie nie byliśmy razem. Trochę się rozerwiesz.
— Nie — odmówiła stanowczo — sam wspominałeś przy kolacji, że masz moc pracy.
— Załatwię to później — powiedział bez przekonania.
— Nie, Pawle, nie chcę w najmniejszym stopniu być ci zawadą. Przepraszam cię też za moje impulsywne odezwanie się o twoim wyjeździe. Gdybym zastanowiła się nad tem, napewno przyznałabym ci od razu słuszność.
— Jesteś bardzo rozumna i bardzo dla mnie dobra — przytulił ją.
— Idź już do pracy — odpowiedziała całując go w czoło — kwadrans po dziesiątej.
— Już tak późno? — zerwał się — mam istotnie
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/219
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.