Przejdź do zawartości

Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

. W chwili otrzymania dyplomu inżyniera-mechanika równie łatwo mógłby zdobyć doktorat filozofji, czy medycyny. Wchłonął w siebie niezliczone tomy naukowych dzieł z wszystkich niemal dziedzin. Zakres jego wiadomości sięgał daleko poza przeciętną miarę, niestety nie dosięgał jednak tego, co było prawdziwem życiem.
I cóż mu z tego, że zasobami swego intelektu mógłby obdzielić setkę takich dziewcząt, jak Nita, skoro nie potrafi śmiać się, jak ona?...
Zastanowił się: gdyby był mężczyzną i miał do wyboru siebie i Nitę?... Naturalnie wybrałby ją! To nie ulegało żadnej kwestji. A przecież urodą mógł z nią śmiało rywalizować.
— Wuj ma dziś jakieś zmartwienie — półpytająco zauważyła Nita.
Krzysztof zaśmiał się smutno:
— Gdybym miał tylko dziś! Uważałbym to za szczęście.
— Mnie się zdaje... Ale nie obrazisz się wuju?... Mnie się zdaje, że ty bierzesz wszystko zbyt głęboko, zbyt mądrze, ale to nie trzeba. Nie zawsze mądrze jest brać wszystko mądrze. Ja i tak ciebie kocham, ale martwi mnie, że jestem tak głupia, że nie rozumiem dlaczego ty jesteś smutny? Smutek twój, ma się rozumieć, musi mieć jakieś głębokie przyczyny, ale jeżeli one są tak głębokie, że trzeba aż do nich dawać nurka, to bardzo dziękuję. Najmądrzej jest myśleć, a najgłupiej cieszyć się. Ja wciąż się cieszę i dlatego ty, wuju, nie bez całkowitej racji musisz uważać mnie za gęś, która przychodzi nudzić cię i przeszkadzać w czytaniu takich poważnych rzeczy...
Wzięła ze stołu otwartą książkę i przeczytała tytuł:
— „Kompleks upośledzenia u schizofreników“... — Brrr! To nawet trudno przeczytać!
— Jest to rzecz bardzo specjalna — zauważył Krzysztof.